Wakacje ze Stasiem – Słowenia i Włochy – PART TWO

Jesteśmy tu od dwóch dni. Tu, czyli w Piranie w Słowenii. Do Włoch mamy 25 minut jazdy, a Chorwacja jest chyba nawet bliżej. To pierwsze sprawdziliśmy dziś, a to drugie mamy w planach na pojutrze.

To nie jest nasz pierwszy raz z Mają tutaj, mamy więc dobre porównanie tego, jak wyglądają wakacje z małym dzieckiem, a jak bez. I w zasadzie nie do końca pamiętamy, co tu robiliśmy dwa lata temu będąc jeszcze przed ciążą, a nawet przed naszym boho ślubem w osiemnastowiecznym pruskim dworze myśliwskim pod Elblągiem, skąd, nawiasem mówiąc, żadne z nas nie pochodzi😄. Prehistoria.

Po pierwsze – już wiemy, do czego służą kombi. Do jeżdżenia na wakacje z dziećmi! Spakowanie całego mandżuru, a naszym skromnym zdaniem przyjechaliśmy tu na lekko (nie biorąc pod uwagę ogromnej lodówki przenośnej, której ani nie podłączyliśmy w samochodzie, ani też jej z niego nie wyjęliśmy, jak również Next2Me – tak, też jest ciągle w bagażniku), to mega wyczyn. Gdzieś na austriackich autostradach, kiedy wyprzedzały nas Passaty Kombi poważnie dopadało mnie uczucie lekkiej zazdrości. Oprócz tego wszyscy zdrowi😄. Serio, jeżeli dziecko w drodze, a ty planujesz zmianę auta, idź w coś powyżej 450 litrów.

Po drugie – rozkład dnia. Tu nie ma za bardzo powodów do narzekań, bo Staś na tym wyjeździe bije rekordy fajności, śpi bardzo ładnie, marudek włącza mu się zdecydowanie rzadziej, niż w domu, a przez pierwsze dwa dni ani razu! Tylko wiadomo – to małe dziecko ustawia rytm dnia, więc nie ma co szaleć z planami na program kulturalno-rozrywkowy, a należy się cieszyć z tego, co uda się zrobić. Kolacja w knajpce zjedzona na spokojnie, czy dwugodzinny spacer po promenadzie (a ta w Piranie/Portroroż jest mega!) to od teraz wasza ulubiona rozrywka. Chociaż ja wczoraj wsadziłem go w nosidło Kavka, wziąłem Kindle’a w łapki i pognałem na plażę, po drodze uśpiwszy Stasia. W Słowenii nosidła chyba nie są zbyt popularne, bo wzbudziliśmy niezłe zainteresowanie, ale kilkadziesiąt stron przeczytałem, co mnie mega ucieszyło. Serio, dziecko uczy radości z małych rzeczy.

Po trzecie – zakwaterowanie. W tym roku poszliśmy w pełni wyposażony mały apartament w ścisłym centrum historycznej części Piranu i to był zdecydowanie dobry call pod wieloma względami. Będą wam potrzebne akcesoria do zrobienia dziecku jedzenia, przewinięcia, wykąpania, awaryjnej przepierki, etc. Nawet w niezłym klasycznym hotelu z wieloma rzeczami byłoby ciężko. 

Po czwarte – tona rzeczy przy wyjściu na plażę. W zasadzie przy każdym wyjściu. Skończyło się wychodzenie, które polegało na założeniu japonek i wzięciu ręcznika… Namiot plażowy, żeby dziecko osłonić od słońca, koc piknikowy, żeby miał miękko, bidon, spray z SPF, chustka na głowę, tetrowa pieluszka, bambusowa pieluszka, chrupki kukurydziane, gryzaki, wózek, milion zabawek… No po prostu cała wyprawa. A jutro bierzemy jeszcze dmuchany basenik z daszkiem i po drodze trzeba będzie dokupić wiaderko 🤦🏼‍♂️

Mimo tych zmienionych warunków wciąż jest super! Zupełnie inaczej, ale nie spodziewaliśmy się „powrotu do normalności”. Nowa normalność też jest OK!👍🏼

Jeżeli chcesz wiedzieć, co u mnie słychać, to polub mnie na Facebooku i obserwuj na Instagramie. 

Nie zapomnij udostępnić tego wpisu, a jeżeli na Twoim profilu wywiąże się ciekawa dyskusja pod postem z linkiem do bloga Tata Łukasz, to koniecznie prześlij mi screen na Instagramie – shoutout w Instastory gwarantowany! 

Praw­dzi­we szczęście? Móc się dzielić:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin
Email this to someone
email
Print this page
Print

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.