Odłóż ten telefon.

Czy masz czasem wrażenie, że brakuje ci czasu dosłownie na wszystko? Bo ja mam. Moje poranki to czterdzieści pięć minut dojazdu do pracy, osiem godzin w centrum Warszawy i prawie godzina powrotu do domu. Do tego milion rzeczy, których wymaga nasze niemałe mieszkanie, moja na nowo odkryta pasja do gotowania, comiesięczna seria rachunków, o zapłaceniu których trzeba pamiętać, częste sprzątanie mieszkania, bo moja alergia na roztocza… Lista prawie bez końca. Dzisiaj chcę napisać o tym, że są rzeczy, z których można zrezygnować, żeby zyskać czas na to, co jest naprawdę ważne. O tym, że czasem opłaca się zwolnić, przestać scrollować, klikać, kupować i komentować, żeby mieć czas na czerpanie radości z życia. Czytaj dalej

Kosmetyki do pielęgnacji dziecka – moja lista TOP 3

Kiedy Maja była w ciąży zrobiliśmy spory research odnośnie kosmetyków dla noworodka i małego dziecka, które będą nam potrzebne przez pierwsze miesiące po porodzie. Wiadomka – promki, lepiej wcześniej, niż później, itd…

Ten proces to naprawdę spora pułapka, zewsząd reklamy o tym, co MUSISZ  MIEĆ, żeby Twoje dziecko było rozwijało się prawidłowo. A znaczna część z tych produktów „must have” jest naprawdę zbędna. Szkoda tylko, że dowiadujemy się o tym głównie na własnym przykładzie już po tym, kiedy większość z tych „niezbędnych” rzeczy wylądowała w koszu po jednokrotnym użyciu. Na szczęście my mieliśmy w sobie na tyle samokontroli, że kupiliśmy bardzo niewiele rzeczy, które potem okazały się nieprzydatne. Cieszę się, że mogę się podzielić naszym doświadczeniem. Polecam dwa poprzednie wpisy zakupowe:

NASZE NAJLEPSZE DECYZJE ZAKUPOWE

NA CO TOTALNIE WYRZUCILIŚMY PIENIĄDZE

Wracamy do kosmetyków! Nasze podejście jest takie, że staramy się kupować jak najmniej różnych kosmetyków (olejek ze słodkich migdałów zastąpił nam w pierwszych tygodniach życia Stasia kilkanaście różnych produktów), ale te, które kupujemy muszą być najwyższej jakości. Niezapchanie sobie szafek w domu toną kosmetyków, których potem nawet nie otworzycie naprawdę nie jest skomplikowane przy odrobinie solidnego researchu opartego na dobrych źródłach!

Żeby nie wydać na to wszystko milionów mamy dwa ulubione kanały zakupowe – promki w Rossmannie i Ceneo. Dla Twojej wygody wszystkie produkty z poniższego opisu są podlinkowane do ofert w Ceneo. Bardzo polecam uważne zarządzanie budżetem, kiedy rodzina powiększa się o małe dziecko😌.

Bepanthen – maść ochronna przeciwko odparzeniom. Wersja Baby Extra według nas jest najlepsza – ma dobry skład, nie jest przeładowany olejami mineralnymi, nie zawiera tlenku cynku – idealna na pierwsze miesiące do smarowania skóry dziecka przy przewijaniu. U nas sprawdziła się świetnie – żadnych podrażnień, żadnych uczuleń. Idealny zakup, must-have. Alternatywnie dobry jest też zielony Linomag.

Water wipes – mokre chusteczki to podstawa dobrego związku rodziców z małym dzieckiem!😆 Przydają się do wielu rzeczy – zaczynając od mycia, a raczej „doczyszczania” dziecka przy przewijaniu, w trakcie i po jedzeniu, aż do przemywania rączek po wyjściu z piaskownicy. Ja bardzo polecam chusteczki nienasączone niczym innym poza wodą! Czyli bez żadnych detergentów, środków zapachowych, etc. My dostaliśmy kiedyś dwa pudła chusteczek Pampers, ale ponieważ mają detergenty i konserwanty w składzie to używamy ich głównie do czyszczenia krzesełka po jedzeniu.

Ich jedyna wada to to, że są dość drogie🙄. My kupujemy opakowania zbiorcze, oczywiście przez internet.

Tu jest link do Ceneo, gdzie można je znaleźć chyba w najlepszej cenie na rynku Czytaj dalej

Nasze najbardziej trafione zakupy, czyli trzy rzeczy, na które nie wyrzuciliśmy pieniędzy

Jeden z poprzednich wpisów – ten o nietrafionych zakupach wywołał Wasze spore zainteresowanie. A zatem pora na ciąg dalszy – wpis o naszych najbardziej trafionych zakupach dla Stasia – od samego początku aż do teraz, czyli do dziesiątego miesiąca (Stasia, nie ciąży…😉).

Kompletowanie wyprawki dla dziecka to naprawdę niezły hardkor… Cały czas przez to przechodzę, a przede mną chyba jeszcze dobre kilka lat tej zabawy… Wydaje mi się jednak, że to początek całej przygody jest kluczowy – dziecko potrzebuje wtedy naprawdę najlepszych rzeczy i potrzebuje ich bardzo dużo. A wiadomo, jak to jest z zakupami – u mam przerażenie całą sytuacją pt. „jestem w ciąży” w kombinacji z wrodzoną pasją do zakupów potrafi nieźle napompować liczbę rzeczy, które potem trzeba będzie (najczęściej nieużyte ani razu) zwrócić. Nasza rola to delikatnie hamowanie tej tendencji, co czego, mam nadzieję, przyda się wam ten poprzedni wpis o rzeczach całkowicie zbędnych, jak i ten – o tych najbardziej trafionych.

PIELUSZKI LUPILU (4 i 5)

„Odkryliśmy” je w Lidlu dopiero niedawno, wcześniej jechaliśmy na Pampersach. Te z Lidla są zdecydowanie bardziej miękkie, niż Pampersy i w naszym odczuciu tak samo chłonne, a do tego kilkadziesiąt procent tańsze! To naprawdę nie jest jakość dyskontowa sprzed 10 lat, a bardzo porządny produkt, który bez żadnych obaw zakładam swojemu synowi. Próbowaliśmy tylko czwórek, teraz Staś nosi już piątki, więc moja pozytywna subiektywna opinia dotyczy tylko tych dwóch rozmiarów.

MATERAC DO POKOJU STASIA

Materac, który jest na tym zdjęciu to stary piankowy materac rodziców Mai, który zalegał u nich na strychu, a nam się bardzo przydał.

Co prawda nie był to zakup, bo dostaliśmy go za friko, ale spisuje się fantastycznie i decyzja o wstawieniu go do jego pokoju była naprawdę dobra! Dzięki temu spędzamy tam wszyscy sporo czasu, ja na nim naprawdę fajnie odpoczywam patrząc na bawiącego się Stania. Dzięki temu materacowi ten najmniejszy pokój w całym mieszkaniu stał się sercem całego naszego czteropokojowego domu. Staś uwielbia zasypiać mi na klacie, po odłożeniu go na ten materac wcale nie muszę się ewakuować z pokoju, żeby poczytać, odpisać na maile, czy pogadać z Wami na fejsie😊. A i po przebudzeniu Staś od razu widzi mnie albo Maję, a nie pustkę i ciemność.

DOIDY CUP

Doidy Cup to kubeczek do picia i jedzenia dla dzieci od szóstego miesiąca, który ma specjalną konstrukcję – jest jakby „ścięty” z jednego boku. Dzięki temu dziecko (i rodzic) widzi dobrze zawartość kubeczka i może kontrolować przechył i tempo picia i jedzenia. Nie widzieliśmy w tym nic genialnego… Dopóki nie daliśmy w nim Staniowi kaszki, którą wychlipał w 37 sekund🙄. Tak mu się spodobało, że teraz nie ma innego jedzenia rzadkich kaszek czy zup, niż w Doidy Cup. Teraz już sam zaczyna chwytać małe uchwyty po bokach i przechylać sobie kubeczek. Dodatkowo, Doidy jest leciutki, mały i można go myć w zmywarce. To nasz strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o pomoc w rozszerzaniu diety. Bardzo polecam!

A jakie są Twoje strzały w dziesiątkę, jeżeli chodzi o wyprawkę dla dziecka?

Jeżeli chcesz wiedzieć, co u mnie słychać, to polub mnie na Facebooku i obserwuj na Instagramie.  Czytaj dalej

Na co wyrzuciliśmy pieniądze, czyli rzeczy dla dziecka, bez których nie zawali się wam świat

Jeżeli twoja dziewczyna jest w ciąży, to jest duża szansa na to, że już tworzy listy rzeczy, które jej zdaniem (czyli zdaniem koleżanek, które już urodziły i internetu) są „niezbędne” i „koniecznie” musicie je mieć. Też tam byłem…😀 Jednak po jakimś czas okazuje się, że większość rzeczy nawet nie zalicza swojego unboxingu.

Poniższa lista to amunicja dla Ciebie w rozmowach z nią o tym, co naprawdę musicie kupić. Moja lista jest konsultowana z Mają, więc to w żadnym razie nie jest tylko moje samcze widzimisię, a raczej sprawdzona na własnym przykładzie kompilacja tego, co nam się totalnie nie przydało, lub co przez ostatnie siedem miesięcy uznaliśmy za nie do końca uzasadniony zakup:

Sterylizator do butelek – pożyczyliśmy, a nie kupiliśmy. Nie użyliśmy ani razu. Butelki po myciu zdecydowanie łatwiej jest wyparzyć wrzątkiem. Jasne, jeżeli ktoś karmi mlekiem modyfikowanym (u nas to było/jest od wielkiego dzwonu), to może faktycznie zakup sterylizatora ma sens. Ale jeżeli dziecko większość posiłków je z cycka, to wywalenie od 130 zł w górę i rozkładanie/składanie/mycie tego sprzętu jest totalnie nieuzasadnione.

Podgrzewacz do butelek – mamy, nie użyliśmy ani razu. Again, wydać od 50zł w górę, podłączać cały sprzęt tylko po to, żeby nie musieć przez krótką chwilę potrzymać butelki z mlekiem pod ciepłą wodą z kranu, albo w garnku…? No sorry, nie trafia to do mnie. Wiesz, ile książek możesz kupić dziecku za te pięć dych?! 😀 (odpowiedź: 2-3…🙁)

Wózek „dwa/trzy w jednym” – mamy dwa w jednym Bebetto Bresso (gondola+spacerówka). Gdyby nie fakt, że Staś urodził się zimą, w ogóle nie kupowalibyśmy gondoli. Posłużyła nam i tak tylko niecałe cztery miesiące, a latem spokojnie moglibyśmy używać rozłożonej na płasko spacerówki z tego zestawu. Z dużymi wózkami typu „dwa w jednym” jest tak, że im lepiej amortyzowany, tym bardziej ciężki i nieporęczny😀. Amortyzacja jest ważna, jeśli planujecie często spacery po wertepach czy lesie. Jeśli nie, postawcie na lekkość – serio, każdy kilogram wózka więcej czuć w kręgosłupie po szesnastym wyjęciu go z bagażnika, a pamiętaj, że jak ty będziesz w pracy, to ten wózek będzie wyjmować ona, i to jej kręgosłup będzie cierpiał. Stelaż od tego zestawu przydaje się też do użycia z fotelikiem samochodowym – na przykład przy okazji szybkiego wyskoczenia do sklepu nie trzeba dziecka przekładać do wózka. Ale ogólnie, to nie jest zakup „na lata” i nie warto kupować „dwa w jednym” za parę tysi. Spokojnie możesz kupić coś tańszego albo nawet używany wózek. Staś ma niecałe siedem miesięcy, a my i tak już dużo częściej używamy lekkiej, małej parasolki Chicco.

Oddzielną kwestią jest wybór fotelika samochodowego. Te od zestawu „trzy w jednym” odrzuciliśmy od początku – w polskich wózkach zwykle nie mają testów zderzeniowych i ich bezpieczeństwo było dla nas zagadką. Wybraliśmy Maxi Cosi CabrioFix, ale teraz, z perspektywy czasu wiemy, że lepszą opcją byłaby wycieczka do sklepu i dopasowanie fotelika do samochodu. W pierwszym foteliku – tak zwanej łupince – ważny jest kąt nachylenia oparcia. Jeśli jest zbyt mały, to główka dziecka może opadać podczas jazdy, co grozi niedotlenieniem malucha. Jeśli zbyt duży, to w razie wypadku nie jest to do końca bezpieczne. Najlepiej zatem dopasować fotelik do auta, bo finalny kąt nachylenia oparcia zależy np. od głębokości czy wyprofilowania waszej kanapy w aucie. Nam się udało to dopasować, ale to zupełnym fartem, bo nie sprawdziliśmy tego wcześniej.

Śpiworekkwestia indywidualna. Again – mamy, ale ani razu nie użyliśmy. Staś najpierw spał w kocyku zawiniętym jak rożek, a potem przyszło lato i śpi, jak ojciec – bez niczego. Z drugiej strony są dzieci, które w śpiworkach  śpią nieźle, stąd też disclaimer na początku.

Sporo kosmetyków:

  • szampon do włosów i płyn do kąpieli – kąpiemy Stasia w wodzie z olejkiem migdałowym (ze słodkich migdałów), tą samą wodą myjemy mu włosy. Zbieramy propsy za stan jego skóry od samego początku – zarówno od położnej środowiskowej, jak i przy wszystkich wizytach u pediatry😀. Dziecko, dopóki nie pełza po podłodze, nie ma za bardzo jak się ubrudzić „klasycznym” brudem, więc detergent jest po prostu niepotrzebny.
  • olejek na ciemieniuchę – w przypadku Stasia totalnie wystarczyło „wyczesanie”, a raczej wytarcie ręcznikiem ciemieniuchy po jej wcześniejszym rozmiękczeniu olejkiem ze słodkich migdałów. Potem wystarczy spłukać wodą, ręcznik do łapki i gotowe. Większość olejków na ciemieniuchę i tak ma w składzie olejek, więc moim skromnym męskim zdaniem po co mnożyć byty i kupować pięć różnych buteleczek, jak można wszystko lać z jednej.
  • balsam do ciała – jak wyżej. Skóra dziecka po kąpieli z olejkiem ze słodkich migdałków jest już tak super nabalsamowana, że dodatkowa warstwa jest po prostu zupełnie zbędna.
  • Czytaj dalej

    Przygotowania do wyjazdu na pierwsze samochodowe wakacje ze Stasiem (za 14 dni!)

    DISCLAIMER – wpis nie jest sponsorowany, a wszystkie produkty, o których piszę to nasz prywatny zakup. 

    Ten blog miał być blogiem o podróżach z dzieckiem (a w przyszłości z dziećmi😃). Póki co pracowa rzeczywistość trochę ograniczyła moje ambitne plany, ale to, co uda się wykroić na wspólne podróże na pewno wykorzystamy w pełni.

    Za czternaście dni ruszamy w naszą pierwszą samochodową wycieczkę po Europie w trójkę. A ponieważ nie lubimy, jak jest zbyt łatwo, to znaleźliśmy się w sytuacji, w której nie za bardzo mamy czym na tę wycieczkę pojechać😃. Kilka tygodni temu kupiliśmy nowy samochód, ale nie dogadaliśmy się trochę z salonem odnośnie konkretnej daty odbioru i zamiast z tygodniowym zapasem auto odbieramy (mamy odebrać…) mega na styk. Żaden z naszych obecnych samochodów nie nadaje się na dłuższy wyjazd – mój już kilka razy nas zawiódł na średnich trasach, głównie podczas powrotu z lutowego wypadu na narty (nie kupujcie Fiatów), a samochód Mai jest zdecydowanie za mały. W rezerwie mamy jeszcze Seata dziadków, który jest idealny poza tym, że to ręczna skrzynia, a my oboje z tą dziwną konstrukcją jesteśmy trochę średnio zaprzyjaźnieni.

    Najważniejsze pytanie – jaki samochód kupiłem?😃 Na poważnie rozważaliśmy kilka modeli – Seat Arona, VW T-Roc i Skodę Karoq. Skoda nie bardzo podobała się Mai, T-Roc z automatyczną skrzynią byłby do odbioru za rok, a Seat do ostatniej chwili był liderem rankingu, a w zasadzie do momentu, kiedy nie weszliśmy „na minutę” do salonu Jeepa. Wyszliśmy z decyzją o kupieniu samochodu, który chciałem mieć od zawsze – Jeep Renegade😃. Zobaczymy, jak nam się spisze, na pewno będzie o nim osobny wpis zaraz po dojechaniu na miejsce.

    Jedziemy do naszego sprawdzonego miejsca – kawałka wybrzeża, gdzie Słowenia ma dostęp do Adriatyku. Poprzednim razem mieszkaliśmy w miejscowości Portoroż, tym razem zatrzymujemy się w rewelacyjnym historycznym Piranie:

    Z wyjazdu na pewno będzie tysiąc zdjęć na Insta i na FB, a w tym wpisie chciałbym podsumować dotychczasowe przygotowania.

    Co nam nie wyszło? 

  • Rezerwacja😢 Zarezerwowałem fantastyczny apartament w centrum Piranu przez booking.com. Niestety, pomimo informacji, że płatność zostanie uregulowana na miejscu, z karty, którą zabezpieczyłem rezerwację została pobrana cała należność – prawie 600 euro, po fatalnym przeliczniku beznadziejnego CitiBanku, w którym mam kartę kredytową. Na różnicy kursowej straciliśmy prawie 15%. Rada Taty Łukasza😃: uważajcie na przy rezerwacji na Bookingu. Ja rezerwuję tam bardzo często, a i tak dałem się złapać… Booking niestety odmówił zwrotu na kartę i obciążenia innej (w euro). Ech…😢 Po latach współpracy chyba się przeniesiemy na Trivago… 
  • Kupno samochodu… Pewnie się uda odebrać Jeepa przed wyjazdem, ale nauczka na przyszłość: ustalcie w salonie, który to dokładnie „23 tydzień roku”, bo różnie można to interpretować😃. W tym miejscu propsy dla salonu Edmark w Warszawie i dla prowadzących stronę Jeep Polska na fejsie, bo naprawdę robią wszystko, żeby mi to auto priorytetowo ściągnąć na czas do Wawy.
  • Czytaj dalej

    Co to jest ten CrossFit, czyli wcale nie mam tylu lat, ile mam :-)

    Jeżeli przeczytałeś stronę O MNIE, albo chociaż bio na głównej, to pewnie już wiesz, że oprócz bycia tatą i dyrektorem w pewnej fundacji jestem również zajęty wyskakiwaniem na CrossFit 🙂 CrossFit to stosunkowo nowa dyscyplina sportu, wymyślona zaledwie kilkanaście lat temu przez Grega Glassmana w, naturalnie, USA, a obecnie światowy brand „owned by Reebok”.

    Dlaczego o tym piszę? Jestem przekonany, że dbanie o siebie to taki sam obowiązek każdego taty, jak wiele innych. Nasze dziewczyny też to docenią – nie ma nic szlachetnego w podtatusiałym facecie szurającym po domu między lodówką z browarem, a PS4. Sorry, to było cool kilka lat temu, jak miałeś lat 24, i juz se ne vrati. A zatem do roboty, jedziemy dalej…

    Jeżeli nie wiedziałeś, co to CrossFit, a jeszcze nie zguglałeś, to wybacz, ale nie posiadasz predyspozycji do uprawiania tego sportu! 😉 Dobra, żartuję! W naszych treningach (WODach – Workout Of the Day) – codziennie innych i bardzo rzadko powtarzanych, oprócz tzw. WODów benchmarkowych, skupiamy się na trzech elementach – ruchach funkcjonalnych (1)ciężarowych i (2)gimnastycznych wykonywanych na (3)wysokiej intensywności. W necie jest miliard stron, na których wytłumaczą Ci to lepiej, niż ja kiedykolwiek, np. tu, albo na stronie mojego boxu, czyli MGW w Warszawie – zakładka CrossFit.

    CrossFit jako dyscyplina ewoluuje, dochodzi nowy sprzęt, zmienione standardy poszczególnych ćwiczeń. Tym bardziej uroczo ogląda się ośmioletnie filmy tłumaczące, czym jest CF na oficjalnym kanale na YouTube. Na przykład ten film.

    Jeżeli po drodze obejrzałeś (lub obejrzałaś, dziewczyny są bardzo mile widziane!) ten i kilka innych na YT i zastanawiasz się, czy to dla Ciebie, to uwierz – TAK. CrossFit jest totalnie dla wszystkich. Sprawność fizyczna „na wejściu” jest kompletnie nie istotna, są zajęcia INTRO, serie dla beginnersów… Wejść do świata CF jest bardzo łatwo, wyjść z niego się już nie da… Ale najważniejsza jest kondycja i wytrzymałość psychiczna. Na zawodach CF najwyższa kategoria wiekowa to bodajże 65+, jest też adaptive CrossFit dla sportowców na wózkach, czy też sportowców z amputowanymi kończynami.  Pierwsi w CF zaczęli bawić się amerykańscy Marines. Tak więc sam rozumiesz… Psychika, psychika i jeszcze raz psychika.

    Co mi dał CrossFit? Totalnie podniósł jakość mojego życia. Zaczynając nieco ponad dwa lata temu ważyłem 73kg, byłem po spadku wagi o ponad 20kg i za cholerę nie mogłem złapać formy przez ponad rok bardzo regularnego pływania kilka razy w tygodniu. Obecnie ważę 84kg, poprawiłem WSZYSTKIE parametry fizyczne, śpię znacznie lepiej (no, chyba że Staś postanowi inaczej…), mój metabolizm właśnie mija Neptuna, a mając 35 lat czuję się w każdej chwili lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. A te dodatkowe ponad 10kg to zdecydowanie nie jest tłuszcz. Moja forma teraz i forma sprzed dziesięciu lat to jest kosmos – ze zdecydowaną przewagą tej obecnej. Jestem pewien, że cztery-pięć treningów tygodniowo, oprócz potężnej dawki endorfin i wszystkich innych hormonów szczęścia i zajebistości, przedłużą mi życie o dobre 15-20 lat.

    A teraz najlepsze! CrossFit KIDS! Tak – istnieje odmiana CF dla dzieci. Niczego nie mogę doczekać się bardziej, niż aż zabiorę Stasia na pierwsze zajęcia. Oczywiście dzieciaki (nawet trzyletnie) nie latają ze sztangami, treningi skupiają się bardziej na zachowaniu u nich naturalności ich ruchów funkcjonalnych. Przykładowe zajęcia możesz zobaczyć tutaj, albo tutaj. W Polsce też już to mamy. Uratuj swoje dziecko przed uzależnieniem od frytek z Maka. W Fifę porżniecie później, na razie zaoferuj mu hobby, które zagwarantuje mu zdrowsze życie.

    Jeżeli masz jakiekolwiek pytania odnośnie CrossFitu – pisz! Nie jestem certyfikowanym trenerem, ale przez te ponad dwa lata treningów bardzo wiele rzeczy związanych z CF i dbaniem o siebie udało mi się przemyśleć. Chętnie się podzielę.

    Jeżeli chcesz wiedzieć, co u mnie słychać, to polub mnie na Facebooku i obserwuj na Instagramie. 

    Nie zapomnij udostępnić tego wpisu, a jeżeli na Twoim profilu wywiąże się ciekawa dyskusja pod postem z linkiem do bloga Tata Łukasz, to koniecznie prześlij mi screen na Instagramie – shoutout w Instastory gwarantowany!  Czytaj dalej

    Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej

    The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

    Close