Odłóż ten telefon.

Czy masz czasem wrażenie, że brakuje ci czasu dosłownie na wszystko? Bo ja mam. Moje poranki to czterdzieści pięć minut dojazdu do pracy, osiem godzin w centrum Warszawy i prawie godzina powrotu do domu. Do tego milion rzeczy, których wymaga nasze niemałe mieszkanie, moja na nowo odkryta pasja do gotowania, comiesięczna seria rachunków, o zapłaceniu których trzeba pamiętać, częste sprzątanie mieszkania, bo moja alergia na roztocza… Lista prawie bez końca. Dzisiaj chcę napisać o tym, że są rzeczy, z których można zrezygnować, żeby zyskać czas na to, co jest naprawdę ważne. O tym, że czasem opłaca się zwolnić, przestać scrollować, klikać, kupować i komentować, żeby mieć czas na czerpanie radości z życia. Czytaj dalej

10 miesięcy tacierzyństwa – totalna (r)ewolucja

Staś ma już prawie 10 miesięcy. Nie mam pojęcia, kiedy to zleciało, serio. Od 10 miesięcy śpię inaczej, myślę inaczej i mam kompletnie poprzestawiane priorytety w życiu. Przez te 10 miesięcy wykańczaliśmy nowe mieszkanie (kompletnie zasypując je rzeczami Stasia i dla Stasia), zmieniliśmy jeden samochód, byliśmy w Paryżu, na road tripie po pięciu krajach, na nartach w Beskidach i tysiąc razy na weekend u dziadków.

Przez te 10 miesięcy zdążyłem założyć tego bloga, przenieść go z Blogspota na WordPress, założyć konto na Insta i wrzucić ponad 50 zdjęć, założyć blogowego fanpage’a na fejsie i kompletnie go olać, bo tak szczerze,to zupełnie nie mam na niego pomysłu…

Przez 10 miesięcy byliśmy z Mają półanonimowymi bohaterami strasznie kiepskiego reportażu na Onecie o małżeństwach z Tindera, ja napisałem felieton o bliskości do kwartalnika parentingowego, który został fajnie przyjęty w redakcji, może kiedyś się ukaże (podobno w październiku!).

Odkryłem grupy i fora matkowe i ojcowe. Uciekłem stamtąd, zanim zdążyłem cokolwiek napisać. Sorry, ale mam trochę inne spojrzenie na ojcostwo, niż ludzie, którzy tam siedzą.

Przez 10 miesięcy nauczyłem się przewijać, usypiać, karmić bez rozmazywania jedzenia wszędzie wokół (serio, umiem to!), nosić, bujać, tulić, szukać smoczka (czasami z powodzeniem!), zapinać dziecko w foteliku, a fotelik w samochodzie, wiem wszystko o pieluszkach, mleku modyfikowanym, oliwkach, biegunce wirusowej, bilirubinie, ząbkowaniu, skokach rozwojowych, 14 różnych znaczeniach bababababa w zależności od intonacji. Spotify sugeruje mi już wyłącznie playlisty z dźwiękiem morskich fal i wodospadów. No, czasami e-booki dla dzieci.

Zacząłem wolniej jeździć samochodem (nieważne, czy ze Staniem w środku, czy bez). Zainteresowałem się stopami procentowymi, lokatami, ubezpieczeniem na życie i na wypadek niezdolności do pracy. Założyliśmy Stasiowi konto oszczędnościowe.

A propos hajsu – doszedłem do wniosku, że nie ma już niczego, co chciałbym sobie kupić dla poprawienia nastroju, albo z czystej chęci posiadania. Odkładanie pieniędzy dla Stasia sprawia mi milion razy większą radochę, niż ich wydawanie.

Nie uciekł nam żaden kot!

Od 10 miesięcy nie byłem z kumplami na browarze (w zasadzie z kumplami „widzę się” już tylko przez internet). W barze byłem kilka razy, ale to tylko na wyjazdach służbowych. Po pracy do domu wracam, jak przyciągany przez wielki magnes, a najlepiej odpoczywam leżąc na macie u Stasia w pokoju i opowiadając mu o rzeczach, których na razie i tak nie czai.

Dbam o siebie, jak jasna cholera. CrossFit pięć razy w tygodniu, cukier ograniczyłem do minimum, mięsa nie tykam, ryby jem dwa razy dziennie. Jest mi z tym fantastycznie, przychodzi mi to naprawdę zaskakująco naturalnie. Moje wnuki będą mieć super dziadka, który będzie z nimi szalał na nartach, rowerze i basenie.

Byłem w kinie dwa razy, obydwa w ciągu ostatniego miesiąca. Żyjemy jak w dżungli, bez telewizora i bez broadbandu, więc przeczytałem mega dużo książek (żadnej poradnikowej o dzieciach, ale dwie o dzieciach po prostu) i nie zmarnowałem tysiąca godzin na oglądaniu re-runów HIMYM, albo Friendsów na Comedy Central.

Byliśmy na kolacji/lunchu we dwójkę jakieś pięć razy; przed Stasiem to była nasza średnia z dwóch tygodni. Jak się nie ma dziadków pod ręką, to podobno jest i tak niezły wynik. Po dwóch latach małżeństwa mam ochotę na kolejne pięćdziesiąt i jeszcze trochę dzieci. Prototyp wyszedł nam całkiem całkiem…

Uczę się ogarniać nas w trudniejszych chwilach. Nie obrażać się za jakieś głupoty. Nie stawiać się na pierwszym miejscu. Oduczyć się postaw roszczeniowych. Czerpać inspirację i spokój z tego, że to już jest na zawsze.

Maja za moment wraca do pracy. Może i powinienem być tym przerażony, ale ja jestem mega dumny. Znaleźliśmy nianię, i to za drugim podejściem. Mam przeczucie, że to na dłużej i że ten układ zadziała.

Przeszliśmy przez wszystkie fazy doła i euforii związanej z cyklem spania (a raczej niespania) Stasia – „ojej, jak on ładnie śpi”, „spał trzy godziny, ale super”, „spał tylko trzy godziny, zaraz zwariuję”, „zasnął w swoim łóżeczku, teraz już na pewno będzie tam spał co noc”, „nie zasypia nawet, jak go noszę”, „dlaczego on jeszcze śpi?!”, „dlaczego on już nie śpi?!”. Wszystko było. A przede mną jeszcze więcej.

Jestem tatą! Ale super.

Jeżeli chcesz wiedzieć, co u mnie słychać, to polub mnie na Facebooku i obserwuj na Instagramie. Czytaj dalej

Podział obowiązków w rodzinie z perspektywy faceta, czyli JAK JA MAM Z NIM ROZMAWIAĆ?

Jeżeli to nie jest pierwszy wpis na tym blogu, który czytasz, to pewnie wiesz, że dość często wspominam o tym, że DZIECKO ZMIENIA WSZYSTKO. Układ w związku, sprawy finansowe, zarządzanie czasem, plany wyjazdowe, seks (o czym przeczytasz TUTAJ)

Moja perspektywa jest lekko ograniczona – jesteśmy rodziną 2+1. W rodzinach wielodzietnych wygląda to pewnie bardzo inaczej, ale ponieważ większość z was jest albo rodzicami od niedawna, albo macie dzieci dopiero w planach, to postaram skupić się na tym, jak ogarnąć sam proces zmian w kwestii obowiązków rodzinno-domowych, a nie jak zmenedżować stado głodnych i głośnych maluchów w wieku 0-9. O tym będzie oddzielny wpis…za kilka lat😃.

To nie będzie opowieść o tym, gdzie znaleźć przepis na 10 superszybkich i łatwych obiadków jednogarnkowych, które robią się w zasadzie same, a ty możesz wtedy obejrzeć meczyk, ani o tym, jak się włącza pralkę i czym różni się od zmywarki.

Chcę, żebyś zrozumiał, czym tak naprawdę jest pomoc w sytuacji, kiedy niedawno zostałeś tatą i po kilkunastominutowym szaleństwie dziewięć miesięcy temu przyszła pora na to, żebyś wziął się za zapewnienie swojemu dziecku i jego matce bezpieczeństwa i wygody.

Warunek wstępny to uświadomienie sobie, że od teraz odpowiadasz za życie człowieka, który bez twojej ciągłej po mocy po prostu nie przeżyje. Natura wyposażyła nas tak, że chyba jako jedyny gatunek pozostajemy totalnie zależni od rodziców przez długie lata (pamiętasz TEGO gościa?😃), i bez ich pomocy po prostu umarlibyśmy z głodu. Nie musimy, jak na przykład małe antylopy, uciekać przed drapieżnikami, więc nasze dzieci nie mają potrzeby posiadania umiejętności biegania już po kilku dniach przyjściu na świat. Prowadzimy bardzo statyczny tryb życia. Mądra ewolucja, dając wiele w zamian, nie dała naszym dzieciom samodzielności. A do tego dochodzi cywilizacja – w dzisiejszych czasach do przeżycia potrzebujemy umiejętności, które stworzyliśmy sztucznie — musimy nauczyć jazdy na rowerze, prowadzenia samochodu, włączania światła, czy nawet wiązania sznurówek.

Jest was w tym nowym układzie (co najmniej) troje, a Ty, tato, powinieneś być najbardziej odpowiedzialną i aktywną jego częścią. My, ojcowie, mamy poczucie, często złudne, że pomagamy bardzo, albo że przecież my pracujemy, więc po pracy już nic nie musimy. Czasami jednak nie rozumiemy niczego i dajemy temu wyraz w bardzo słabym stylu; mój ulubiony tekst to chyba od usypiania dziecka jest matka🙄.

Sporo kłótni i nieporozumień w tym nowym układzie bierze się z fatalnej komunikacji między rodzicami, a czasem nawet z zupełnego jej braku. Ona jest zbyt zmęczona, żeby tłumaczyć mu swoje podstawowe potrzeby, a u niego instynkt tacierzyński dopiero się rozkręca i zwyczajnie nie do końca jeszcze czai, co się tu dzieje…🤔. Dodajmy do tego koktajl hormonów i oto gotowa recepta na kryzys w związku akurat wtedy, kiedy najbardziej potrzebujecie siebie nawzajem.

Przejdźmy do najważniejszego – trzech podstawowych rzeczy, które możesz zrobić, a właściwie zrozumieć, żeby podział obowiązków w waszej rodzinie nie był źródłem frustracji i kłótni:

POMAGAJ NIE TYLKO ROBIĄC, ALE TEŻ MYŚLĄC

Jeżeli nauczyłem się czegoś o byciu rodzicem przez ostatnie prawie dziesięć miesięcy, to jedną z tych rzeczy było właśnie to, że ogarnianie logistyki jest dla mam znacznie więcej warte, niż pranie, prasowanie pieluch, robienie zakupów, czy wyjmowanie rzeczy ze zmywarki.

Każde wyjście poza dom to skomplikowana operacja, zwłaszcza na samym początku (a najgorzej jest w zimie!) trzeba zabrać ze sobą stos „detali”, których akurat tam, dokąd się wybieracie, może nie być. Pieluszki, chusteczki, krem po przewijaniu, krem do twarzy, wyparzone smoczki, wyparzona butelka, cieplejsza kurtka (jak akurat będzie zimniej, niż myśleliście), cieńsza kurtka (brawo! jak okaże się być cieplej)… Lista jest długa. Pomożesz zdecydowanie bardziej ogarniając te wszystkie „detale” tak, żeby ona mogła ubrać dziecko i ogarnąć sama siebie.

I dalej – kiedy trzeba pojechać do lekarza, jakie szczepienia robimy w przyszłym miesiącu, kiedy zabierają śmieci segregowane, a kiedy biodegradowalne, czy nie trzeba kupić mleka i tabletek do zmywarki, czy są jeszcze czyste ręczniki dla dziecka… Serio, jeżeli masz w sobie gen ogarniacza, to będziesz mieć z górki. A jeżeli nie, to zacznij szybko pracować nad wyrabianiem sobie takich nawyków. I nie wymagaj, od teraz przez parę miesięcy, albo i lat, jesteś zdany na siebie i brak ciepłego obiadku na stole po przyjściu z pracy to nic, co może pokonać takiego ubersamca, jak Ty.

PS Naucz się gotować — to naprawdę fajna umiejętność.

POMAGAJ BEZ PYTANIA

Mój ulubiony tekst (mojego autorstwa) przez pierwsze tygodnie po przyjściu na świat Stasia to ale przecież nic nie mówiłaś…

Przez pierwsze miesiące będziecie oboje wykończeni w zasadzie non stop. I to wykończeni tak, że wzajemne pretensje i skrajne emocje będą latać w powietrzu gęstymi stadami. Organizm wchodzi wtedy w fazę oszczędzania energii, czyli będę robić tylko to, co uznam za absolutnie konieczne dla przeżycia. Jak nie wołają, to zwijam się w kulkę pod kocem i udaję, że mnie nie ma.

Tylko jak ty siedzisz pod tym kocem, to twoje dziecko ktoś musi w tym czasie nakarmić, przewinąć i zadbać o jego rozwój. Doskonale rozumiem męski punkt widzenia – co ja mam z tą bezkontaktowym stworzeniem zrobić?! – chyba każdy z nas, facetów, pomyślał tak czasami o swoim dziecku… Przecież jest za małe na rower, piłkę, czy basen… To co ja tu będę robił, wracam pod swój koc. 

Podstawowym błędem jest wmawianie sobie, że przecież ja tyle robię… Otóż nie – dziecko to dziecko – zawsze można zrobić przy nim więcej. Ja widzę to co prawda dopiero od niedawna, od kiedy ze Stasiem mogę sobie pogadać (powiedzmy…), pośmiać się, pograć w piłkę (ja rzucam, on patrzy na piłkę😉), ale wyszedłem od tego, żeby nie być przekonanym o swojej cudowności i nie myśleć o sobie, jako o zbawicielu, który jednym przewinięciem zmienia świat (jej) na lepsze. Tak po prostu nie jest… Rozejrzyj się i zauważ, ile jeszcze jest do zrobienia i zacznij to robić. Uwierz – twoje dziecko czuje, kiedy zachowujesz się, jak prawdziwy facet i ojciec.

POMOC TO NIE BITCOIN

Nie ma chyba łatwiejszego zapalnika rozpoczynającego wybuchową kłótnię, niż ale przecież go przewinąłem/nakarmiłem/umyłem ci te cholerna smoczki, co ty jeszcze ode mnie chcesz?! Jeżeli było coś jeszcze, czego nauczyłem się przez pierwsze miesiące po przyjściu na świat Stasia, to było to proste nie prowadź statystyk. Po pierwsze – przegrasz. Żebyś nie wiem, jak się starał, a uwierz – ja staram się BARDZO – nasz dom chyba nigdy nie wyglądał, jak typowy dom młodej rodziny, gdzie zabawki leżą w lodówce, a jedzenie na podłodze, to i tak ona robi więcej. Jeżeli ja budzę się w nocy tylko cztery razy i noszę Stasia tylko raz i to przez marne piętnaście minut, to Maja budzi się razy osiem i za każdym razem go karmi, a na przez pierwsze tygodnie jeszcze przewija… I do tego robi to wszystko na tyle cicho, żebym się nie obudził. Jeżeli muszę się przebić przez korki, żeby dojechać do tej ciężkiej pracy, w której, wiadomix, same problemy i całe życie pod górkę, a jeszcze trzeba się poprzebijać przez Wisłostradę, żeby do tego domu wrócić, to i tak Maja przez dziesięć godzin mojej nieobecności miała ciężej, a do tego u niej margines błędu przy opiece nad dopiero co urodzonym maluchem był przez te dziesięć godzin w zasadzie zerowy . Śmiem przypuszczać, że dokładnie tak samo jest w każdem młodej rodzinie.

A zatem serio – nie walcz z nią, bo jesteście po tej samej stronie. Macie być teamem, który do mety dojedzie w niezłym stylu i bez większych uszkodzeń, które mogą ten team rozbić. Wychowujecie swoje dziecko razem i razem wygracie, jeżeli wychowacie je dobrze.

Jeżeli chcesz wiedzieć, co u mnie słychać, to polub mnie na Facebooku i obserwuj na Instagramie. 

Nie zapomnij udostępnić tego wpisu, a jeżeli na Twoim profilu wywiąże się ciekawa dyskusja pod postem z linkiem do bloga Tata Łukasz, to koniecznie prześlij mi screen na Instagramie – shoutout w Instastory gwarantowany!  Czytaj dalej

Seks w ciąży i po porodzie – mity, których wcale nie obalam – PART ONE

Zbierałem się do wpisu o seksie w ciąży i po porodzie długie tygodnie. Temat kontrowersyjny i to wcale nie ze względu na to, że pojawia się w nim to straszne, zakazane słowo na „s”, ale dlatego, że kwestia współżycia (lub jego braku) w związku, w którym co najmniej jedno z was jest w ciąży obrosła tyloma mitami, a do tego większość aspektów z nim związanych jest tak cholernie indywidualna, że jakakolwiek opinia przelana na papier i wysłana w tłum jest jak spacer po bardzo cienkiej linie. Do tego prowadzenie bloga wcale nie oznacza, że chcę wywalać swoje prywatne życie na widok publiczny, więc bardzo starałem się znaleźć balans między tym, co prywatne, a tym, co chcę napisać na podstawie również własnego doświadczenia.

To na pewno nie jest jedyny wpis na ten temat (stąd PART ONE) w tytule. Ile ich będzie? Nie wiem, to zależy od was, ale o tym poniżej!

Kilka dni temu zrobiłem na Instagramie – @tatalukasz.pl (dlaczego mnie jeszcze nie śledzisz?!😡) ankietę, w której zapytałem, czy następny wpis powinien być o trzech najbardziej trafionych zakupach dla dziecka z mojego punktu widzenia, czy też o seksie właśnie. Serio, widząc wyniki po kilkunastu godzinach byłem w lekkim szoku –

seks wygrał 89:11 Czytaj dalej

Dlaczego czasem nam nie wychodzi, czyli tacierzyństwo jako emocjonalny rollercoaster

Dwa dni temu wróciłem do domu trochę wcześniej, żeby Maja  mogła wyjść na kilka godzin do kosmetyczki🙄. Mieliśmy zostać ze Stasiem sami. No… plus jeszcze nasze dwa koty😃. No biggie, pomyślałem, zostawałem z nim często i na długo i te wieczory tata+syn były moimi ulubionymi. Trochę zabawy na macie z tysiącem zabawek dookoła, trochę marudzenia i noszenia na rękach, karmionko i spanko. Przy dobrych wiatrach będę miał godzinę dla siebie. Idealnie❗

Już kilkukrotnie było tak, że kiedy ja byłem w pracy, a z nim w domu została Maja, Staś zaczynał zachowywać się, jak wariat. Przez długie godziny jedyna pozycja, w której nie krzyczał, to pozycja u mamy na rękach. O spaniu, czy spokojnym jedzeniu nie było mowy. Kiedy ja wchodziłem do domu, Staś przechodził cudowną metamorfozę, zaczynał się śmiać na głos, a po kilku minutach spokojnie zasypiał u mnie na klacie. Nie powiem, że nie miałem w tych chwilach poczucia tego, jaki jestem ważny i wszechmogący w swoim tacierzyństwie, no po prostu + 10 do samopoczucia💪. Przyjmowałem to, jako potwierdzenie, że moje dziecko nawet trochę mnie lubi😉.

Tego wieczoru dosłownie kilkadziesiąt sekund po wyjściu Mai z domu Staś się obudził i zaczął prawie dwugodzinny koncert, który nie kończył się nawet w kombinacji noszenie+bujanie. Nie pomagało karmienie, zabawki, muzyka, szum… Totalnie nic. Byłem przerażony. Zacząłem wydzwaniać do Mai, że może coś mu się stało i kiedy wraca… Kompletna beznadzieja i poczucie porażki. Ojcowskie ego szurowało po dnie☹️. Co gorsza (paradoksalnie), Staś przestał płakać i zaczął się śmiać dokładnie w chwili, kiedy Maja po swoim powrocie wzięła go na ręce.

Było mi wtedy naprawdę źle, to było cholernie demotywujące. Cieszyłem się oczywiście, że Staś się uspokoił, ale zacząłem mieć wątpliwości co do tego, czy  jestem dobrym tatą. To nie są przyjemne myśli, ale chyba wszyscy je kiedyś mieliśmy, i niejednokrotnie jeszcze mieć będziemy.

Na szczęście następnego dnia Staś był przy mnie już super-szczęśliwy, roześmiany i bez problemu dał mi się uśpić. Wszystko wróciło do normy.

Pomyślałem wtedy, że w oczekiwaniu na wszystkie nadchodzące bunty muszę dobrze zrozumieć to, co się stało. Staś ma osiem miesięcy – nie zna jeszcze emocji, a raczej nie potrafi ich odróżnić, przemyśleć i nazwać. Jego złość nie była skierowana przeciwko mnie. to był raczej jedyny tool dostępny w jego tool boxie, przy pomocy którego mógł mi coś przekazać. Nie ma też pojęcia, jak radzić sobie z wahaniami emocji, które go często dopadają. Znalazłem dzisiaj fajny artykuł, co prawda o emocjach nastolatków, ale znalazłem w nim kilka zdań, które odniosłem bezpośrednio do siebie – My Kid Hates Me, Is that Normal? Reagowanie emocjami dorosłych (obrażanie się, zniechęcanie, uciekanie od dziecka) na emocje malucha to cholernie powalony pomysł. Kompletny brak kompatybilności pomiędzy tym, co czuje ono, a co czujemy my. Byłem blisko popełnienia tego błędu, ale na szczęście na tyle porządnie przeanalizowałem to, co myślałem, że czuję, że udało mi się do końca zachować tak, jak powinien zachować się tata. Morał: jedyne, co możemy w takich chwilach robić, to kochać nasze dzieci jeszcze bardziej.

Jeżeli chcesz wiedzieć, co u mnie słychać, to polub mnie na Facebooku i obserwuj na Instagramie. 

Nie zapomnij udostępnić tego wpisu, a jeżeli na Twoim profilu wywiąże się ciekawa dyskusja pod postem z linkiem do bloga Tata Łukasz, to koniecznie prześlij mi screen na Instagramie – shoutout w Instastory gwarantowany!  Czytaj dalej

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close